Patrząc na okładkę „Czerwońca” Jacka Piekiełko można odnieść wrażenie, że dostaniemy brutalny thriller oparty na faktach. W środku? Książka, którą przeczytasz względnie szybko, ale której treść nie zapadnie Ci w pamięć na długo. „Czerwoniec” miał być jednym z ciekawszych thrillerów na mojej półce. Skończyło się na bardzo przeciętnej opowieści w ładnym opakowaniu.
Poznaj historię ostatniego bandyty ZSRR
Siergiej Madujew – postać z krwi i kości. Ostatni bandyta ZSRR, wychowany przez domy dziecka, ulicę i więzienny system. Gdy władze internowały jego matkę ze względu na pochodzenie, młody Siergiej lądował na ulicy i uczył się kraść, żeby wykarmić rodzeństwo. W dorosłym życiu tylko siedemnaście miesięcy spędził na wolności – reszta to kolejne wyroki, kolejne zakłady karne, kolejne ucieczki.
W 1988 r. trafił do kolonii-osady, z której oczywiście uciekł. Zaczęła się jego brutalna wędrówka po ZSRR, pełna rabunków, zabójstw i manipulacji. I choć był bezlitosny, miał swoje zasady – płacił taksówkarzom dziesięciorublowymi banknotami, nie oczekując reszty, a nawet potrafił wezwać karetkę dla ofiary napadu. Dla jednych psychopata. Dla innych – ofiara systemu. Elegancki, uprzejmy, szarmancki. Morderca o moralnym kodeksie.
I właśnie dlatego ta książka tak rozczarowuje – bo historia była, tylko wykonania zabrakło.
Fabuła, która intryguje... ale tylko z opisu
Zarys historii jest naprawdę mocny. Facet, który właściwie nie zna wolności, bo całe życie spędził między kratami. Człowiek odcięty od dzieciństwa i zmuszony do przetrwania w najbardziej brutalnych warunkach. Madujew miał być bohaterem z pogranicza – ani dobrym, ani złym. Idealna postać do pogłębionej analizy psychologicznej.
Tymczasem autor ledwie muska temat. Przeskakuje po faktach, odhacza kolejne etapy życia bohatera, ale nie próbuje zajrzeć głębiej. Zamiast intensywnej, wielowymiarowej historii dostajemy streszczenie z Wikipedii – dłuższe, ale niewiele bardziej angażujące.
Styl? Taki... nijaki
Zamiast literackiego ognia dostajemy coś, co przypomina bardziej raport policyjny niż wciągającą opowieść. Autor opisuje wydarzenia poprawnie, ale bez polotu. Nie ma napięcia, nie ma emocji. Kiedy już wydaje się, że jakaś scena „złapie” – zaraz zostaje spłaszczona i przelatujesz przez nią bez żadnych emocjonalnych konsekwencji.
Psychologia z tektury
To miała być książka, która zajrzy głęboko w głowę przestępcy. A tymczasem dostajemy tekturową analizę, która ani nie wstrząsa, ani nie wyjaśnia. Postać Madujewa pozostaje płaska, nieodgadniona – i nie w tym dobrym sensie. Autor momentami pokazuje jego „ludzką twarz”, ale nie wiadomo, czy to celowy zabieg, czy po prostu brak wyraźnej wizji.
Start jest obiecujący – poznajemy dzieciństwo Madujewa, jego relacje z matką, trudny start w życiu. A potem… zaczyna się śledztwo, które ciągnie się i ciągnie, aż masz ochotę krzyknąć: „dajcie mi coś więcej!”. Zamiast rosnącego napięcia – nuda i powtarzalność. Przez kilka rozdziałów kręcimy się wokół jednej zagadki, która w końcu przestaje obchodzić.
Mroczny klimat – jest. Narracja – niekoniecznie
Duży plus za tło historyczne i fakt, że to wszystko działo się naprawdę. Czuć ten mrok systemu ZSRR, czuć beznadzieję epoki. Tylko że sam sposób prowadzenia tej opowieści... nie porwał. Brakuje tego czegoś, co sprawia, że nie możesz oderwać się od czytania. Zamiast tego masz: „ok, przeczytałam, fajnie, dalej”.
Bohater, który miał być czarnym charakterem, a wyszedł... dość ludzki
Momentami naprawdę można współczuć Czerwońcowi. I w sumie nie wiadomo, czy to dobrze. Bo jeśli obiecuje się thriller o brutalnym mordercy, to jednak chciałabym się go bać. A nie tylko przyglądać mu się z lekką ciekawością. Brakuje tu ostrości, dramatycznych wyborów i konsekwencji. Główny bohater jest zbyt „letni”, a przecież miał być ogień.
Podsumowując – komu się spodoba?
- Dla tych, którzy lubią historie oparte na faktach i nie przeszkadza im brak pogłębienia psychologicznego.
- Dla fanów lekkiej, szybkiej lektury na jeden wieczór – do przeczytania i zapomnienia.
- Zdecydowanie nie dla tych, którzy szukają thrillera z prawdziwego zdarzenia, z napięciem, nie oczywistościami i mocnym portretem przestępcy.
Temat – kapitalny. Okładka – przyciąga. Historia – z potencjałem na bestseller.
A realizacja? Zabrakło napięcia, zniuansowania i głębi. „Czerwoniec” to książka z kategorii: „czytam, bo już zaczęłam, a może coś się wydarzy”. Nie wydarzyło się.
„Czerwoniec” miał być mrocznym thrillerem opartym na faktach, a wyszła przeciętna książka z niedopieszczoną fabułą i nijakim stylem. Szybko się czyta, ale równie szybko się zapomina.
Brak komentarzy: